Lata 1910 – 1914 Szarogród

Lata 1915 /1916 – Fortuna na Białorusi

Dworek w Fortunie

Lato 1916 roku - Szarogród



Lata 1910 – 1914 Szarogród


Urodziłem się 8 grudnia 1908 roku w majątku mojego dziadka za strony mamy w Fortunie koło Połocka. Data mojego urodzenia została zapisana w metryce chrztu jako dzień 26 listopada 1908 roku, według kalendarza juliańskiego, który obowiązywał w Rosji. Dziadek fortunat Chełchowski był lekarzem weterynarii i uznanym naukowcem. W latach 1883 –1891 organizował tam jako delegat rządu carskiego służbę weterynaryjną w nowopowstałym Królestwie Bułgarii. Tam też w Sofii przyszła na świat moja Matka.
Rodzice moi pobrali się w Szarogrodzie w dniu 24 stycznia 1908 roku.. Zamieszkali w gospodarstwie dziadka Fortunata, gdzie ojciec mój podjął pracę.
Ojciec mój był bardzo porywczy. Na przykład podczas przeprawy promem przez Dryssę w drodze ze stacji kolejowej Borkowicze do Fortuny, reagując na nieuprzejme odzywki chłopów pod jego adresem wyjął pistolet i zaczął strzelać na postrach. Chłopi rzucili się z promu do rzeki.
W pracy w majątku popełniał błędy i szkody, a irytacje wyładowywał na Mamie. Po dwóch latach Mama rozstała się z Ojcem. Wkrótce po ceremonii chrztu (11 marca 1910 roku w parafialnym kościele w Wołyńcach, parafii Drysso-Siebierzskiej) odwiozła mnie do Szarogrodu do dziadków Żmigrodzkich. (a sama pojechała do Moskwy, gdzie w tamtejszym Konserwatorium kontynuowała studia w klasie fortepianu i śpiewu. Miała tam zaprzyjaźniony dom pp. Stankiewiczów.) Wszystko mi znane przemawia za tym, że jeszcze przed nadejściem wiosny 1910 r., po przenocowaniu w Przesiemieńcach koło Połocka u pp. Hłasków dotarliśmy do Szarogrodu. Pamiętam, że na dworze było szaro i wilgotno i leżał śnieg. Samej podróży koleją nie pamiętam.

Na wakacje i na święta Mama na parę dni przyjeżdżała do mnie. Raz w tym czasie pojawił się ojciec ze swoim wyżłem Dżimem. Nie wiedziałem jednak gdzie przebywa, nie wspominano go u dziadków.
W lecie Mama zabierała mnie do majątku p. Dłuskiej (siostry doktora Dłuskiego) oraz do majątków innych znajomych w okolicy. Pamiętam, że w jednym majątku w rozległym parku spacerowały piękne pawie i stały ule w długich rzędach. U pani Dłuskiej był wielki park, sad i bardzo rozległy warzywnik, suszarnie owoców w postaci wiaty krytej słomą i podpiwniczonej, z podłogą z prętów plecionych jak w wiejskich płotach. Od spodu rozniecano ogień, a na plecionce rozkładano owoce.
Dom stał na wzgórzu i do ganku prowadziły szerokie i długie, wielostopniowe drewniane schody. Oprócz tego było tam wielkie gospodarstwo mleczne. W wydzielonej izbie obok kuchni stała wirówka Lavalowska do mleka i śmietany i maszyna do wyrobu masła, obie napędzane korbą. Być może w 1914 roku na gwiazdkę Mama przywiozła mi duży zestaw budownictwa z białych i czerwonych klocków ze steatytu, z pomocniczymi konstrukcjami metalowymi. Pochodziły one z niemieckiej firmy „Anker”. Klocki te pomimo ich ciężaru zabraliśmy później do Kijowa.

I Wojna Światowa

Lata 1915 /1916 – Fortuna na Białorusi



Wybuch wojny w 1914 roku początkowo nie spowodował dostrzegalnych zmian w życiu mieszkańców Szarogrodu. W niedługim czasie jednak, kiedy armie niemieckie zaczęły odnosić sukcesy i posuwać się na wschód, wydane zostały zarządzenia, które dotknęły gospodarstwo domowe. Polecono bowiem oddawać, będące wtedy w powszechnym użyciu, miedziane rondle i naczynia. Pamiętam te połyskujące czerwienią, wewnątrz pobielane naczynia i patelnie.
W tym też czasie przebudowano w cukrowni paleniska kotłów parowych, przez dodanie dużych murowanych komór, w celu przejścia z opalania węglem kamiennym na opalanie drewnem. W handlu pojawiły się tandetne materiały tekstylne. Właśnie wtedy uszyte dla mnie ubranko podarło się po bardzo krótkim czasie ku strapieniu Babci.

W 1915 roku moja Mama, która w tym czasie nadal przebywała w Moskwie, uznała, że przed szybko posuwającymi się wojskami niemieckimi należy szukać schronienia na Białorusi w Fortunie, w której gospodarzył już wtedy „dziadek Ignacy Rutkowski „. Leżące na drodze marszu wojsk bagniste tereny mogły, zdaniem wielu, opóźnić działania wojenne na tym terenie.

Latem w 1915 roku wyruszyliśmy z Mamą do Fortuny koleją. Pomimo, że podróż trwała blisko dobę, zapamiętałem z niej tylko moment wejścia do przedziału na stacji Jaroszonka (obecnie Pieńkówka), ponieważ przestraszyłem się wygalowanych oficerów rosyjskich jadących w tym przedziale i rozpłakałem się, a potem prawie u celu stację Borkowicze, bryczkę, przejazd przez rzekę Dryssę.
Dzień był pogodny, blisko Fortuny po lewej stronie drogi znajdowała się karczma z której wybiegł karczmarz Jankiel, stanął przy bryczce, witał Mamę i wziąwszy mnie na ręce serdecznie uściskał i ucałował. Wkrótce dojechaliśmy do parku dworskiego, który znajdował się po prawej stronie drogi, bryczka minąwszy park skręciła w prawo na duży porośnięty zieloną murawą dziedziniec przed domem mieszkalnym. Fortuna nie należała już do dziadka Chełchowskiego lecz do spokrewnionego z rodziną Ignacego Rutkowskiego. Nie chciałem go nazywać Dziadkiem, ponieważ był za młody w zestawieniu z Dziaduniem w Szarogrodzie. (Ignacy po II wojnie zamieszkał w Sterławkach i tam zmarł w 1986 r.)

Dworek w Fortunie


Dom mieszkalny w Fortunie był pobudowany w 1811 roku w stylu empirowym, drewniany z piętrem po środku, z dużym gankiem na czterech grubych kolumnach. Front domu zwrócony był ku południowi. Dom obejmował 8 pokoi i z lewej strony sześciopokojową oficynkę mieszczącą kuchnię z zapleczem. W pokoju bawialnym, narożnym od strony północno-wschodniej, stał fortepian przykryty białym sukiennym pokrowcem z czerwoną wypustką. (Despotyczna prababka Helena nie pozwalała Dziadkowi Fortunatowi i młodemu Ignacemu Paderewskiemu koncertować w domu na fortepianie i usunęła instrument do świrna.)
Od frontu były dwa pokoje gościnne. Z ganku, przez mroczną sień ozdobioną myśliwskimi trofeami, prowadziły drzwi do jadalni, której okna wychodziły na park. Na piętrze były dwa obszerne pokoje i weranda nad gankiem. Ściany były tam bielone i stał wielki piec, do którego wchodziło 15 wiązek drew.

Po drugiej stronie dziedzińca stała niewielka oficynka z sienią na przestrzał i czterema izbami rozmieszczonymi po obu stronach sieni. W latach 1908 – 1910 w dwóch izbach zamieszkiwali rodzice. Jedna z izb służyła jako kuchnia. Mama pokazywała mi wnętrze oficynki.
Dziedziniec zamykał od zachodu spory staw, zapewne dość płytki, bo bracia Mamy, Zygmunt i Stanisław jako chłopcy, żeglowali po nim w balii. Za stawem znajdowały się obory, stajnia i inne zabudowania folwarczne.
Zapamiętałem kosiarkę konną, niezbędną w gospodarstwie z duża powierzchnią łąk. Dla przyspieszenia schnięcia siana zarzucano skoszone trawy na drewniane koziołki w kształcie daszków z żerdek rozmieszczonych na łące.
W 1915 roku obserwowałem nad stawem znakowanie bydła przewidzianego do zabrania na potrzeby carskiego wojska. W ognisku, rozpalonym na trawniku, nagrzewano metalowe cechowniki i oznaczano nimi skórę zwierząt w okolicy karku. Trwało to cały dzień.

Czas upływał na przechadzkach po parku i okolicznych lasach. W parku, zgodnie z przyjętymi tam zwyczajami, w oddalonej od domu części obok drogi, na wzniesieniu znajdowały się mogiły „przodków”, zapewne którychś pra... pra.... Nie pamiętam kto tam spoczywał. Nad mogiłami, wśród wysokich drzew, stały wysokie drewniane krzyże.
Jeździliśmy z Mamą, zapewne w dni świąteczne, z wizytami do sąsiadów. Pamiętam dom pp. Szczytów, jednopiętrowy z czerwonej cegły, z salą myśliwską i bilardową. Podarowano mi tam zdekompletowaną zabawkę – lokomotywę parową. Za domem na wysokim maszcie znajdował się piorunochron.

Pewnego dnia na bezchmurnym niebie pojawił się niemiecki aeroplan zwiadowczy. Był on widomą oznaką zbliżającego się frontu. Wywołało to zaniepokojenie wśród obywateli. Rozpoczęły się spotkania, narady i dyskusje, dokąd i jak ewakuować kobiety i dzieci.
W związku ze spodziewanym zagrożeniem ze strony zbliżającego się frontu, wyjechaliśmy w niedługim czasie z Mamą z Fortuny popołudniowym pociągiem do Witebska. Tam przenocowaliśmy u znajomych. Ze stacji jechaliśmy do nich elektrycznym tramwajem. W domu również było światło elektryczne. Niedaleko za domem płynęła rzeka i widoczne było wzgórze zarośnięte drzewami.
Następnego dnia udaliśmy się w dalszą drogę przez Orszę, Złobin, Homel, Bachmacz, Kijów. Zapamiętałem, że zabroniono otwierania okien przy przejeździe przez most na Dnieprze w Kijowie. To zajęło całą noc, rano przez Fastów, Koziatyn i Winnicę do Jaroszenki, następnie bryczką zaprzężoną w dwa konie, przez Murafę do Szarogrodu.

Lato 1916 roku - Szarogród


Po powrocie z Fortuny pozostawałem u Dziadków w Szarogrodzie jeszcze blisko rok czasu tj, do lata 1916 roku. Na Podolu działania wojenne nie zapowiadały się w najbliższym czasie. Można było przypuszczać, że będzie tam bezpiecznie. Ludzie pracowali, gospodarowali, zajmowali się handlem i podróżowali spokojnie.

Babcia uczyła mnie pisać i cztać po polsku. Był jakiś podręcznik napisany przez pp. Bogucką, Niewiadomską i Warnkównę. Dziadek po dawnemu jeździł dwa razy dziennie do cukrowni, a po obiedzie nie opuszczał drzemki. Dzieci jadały śniadania w pokoju kredensowym.
Jeśli wspominam o dzieciach, to dlatego, że przyjeżdżały do Dziadków moje cioteczne siostry, młodsza o pół roku Alina, starsza ode mnie o rok Wandzia, o 10 lat starsza Zosinka i nieco młodszy od niej cioteczny brat Wacek. Rodzeństwo to przyjeżdżało do Szarogrodu zwłaszcza wtedy, kiedy wuj Adam Baczyński (mąż cioci Janiny, siostry mojego Ojca) przenosił się do innego majątku.
Były więc Kamionka i Czupachówka, o których tylko słyszałem, następnie Posurogatka, którą poznałem jakoś w lecie, oraz kolejno Forma, którą zapamiętałem z okresu chłodów i lodu na stawie w parku.
Z kuzynkami przyjeżdżała bona, ostatnią była pani Jadwiga Białoskórska. Ona uczyła dzieci czytania i kaligraficznego pisma. Zapewne też arytmetyki. Szkoły polskie były tylko w dużych miastach, np. w Kijowie, Lwowie i Krzemieńcu.

W 1916 roku, zapewne w końcu czerwca, opuściliśmy ponownie Szarogród i pojechałem z Mamą do Kijowa.